1. |
Wir
03:07
|
|||
Czuję się jakby porwał mnie wir
Setek, twarzy, słów, przypałów, dobrych chwil
Raz jestem mały, a raz już pełne CV
Raz jestem u niej, a raz nie wiem jak stąd wyjść
Raz jest serdecznie, a raz łapy całe w krwi
Raz złote dziecko, a raz wyłapuje w ryj
Moje przepraszam gówno warte i jej łzy
Poranny stres kiedy znów mnie budzi krzyk
Raz pierwsza flaszka z kolegami, nowość, synek najebany
Raz o ósmej rano schlany, sam w mieszkaniu łbem rozbijam ściany
Raz śmieję się ze szczęścia, raz wyję w noc
Raz nie mam swojego miejsca, w sumie nie mam wciąż
Raz spierdalaj, a raz chodź
Raz kundel, a raz kot
Raz chmury, a raz dno
Raz... Proszę stop, okej? Stop
Bo wiesz, coraz częściej czuję, że już dosięgnąłem sufit
Tylko kurwa niski coś, cały czas się muszę kulić
Poza tym panuje tutaj trochę bajzel i musiałbym coś wyrzucić
Chciałbym zapakować cały ten syf w wór
I utopić go w morzu tak o, plum
Czuję się jakby porwał mnie wir
Cały nagle iskrzy, płonie i zmienia się w dym
Na dno opada pył z każdego kto w nim kiedyś był
Mógłbym biec, uciekać, ale nie ma na to sił
Wiatr porywa kurz, morze ślady, fale krzyk
Robi się jakoś spokojnie, słyszę tylko śpiewy niks
Coś przetrwało to podnoszę z piasku
Cała reszta z dymem bez bisów, bez oklasków, bez toastów
Dobra może jeden, potem zbastuj
Co, jeszcze jeden? No żesz kurwa, dobra, masz tu
To standardowo na początek oby nam się
Jak nie umiałem siebie to chociaż lufę poprawię.
|
||||
2. |
Zgoda
03:13
|
|||
Co tam, chciałeś jakieś bity? Dołożyłem do nich tekst
Pewnym krokiem po chodnikach i witam się gromkim cześć
Śmigam sobie Świętojańską, potem w Starowiejską skręt
Ustawiony już na bucha, spóźniony jak SKM
Ziomek klei DJ-set, dym mi zasnuł cały łeb
Trzeba uderzyć na sklep, tam po drodze był Fresh
Jakieś butle? Weź dwie, plus na drogę przecież też
Do przejścia kawałek jest, tak na sucho słabo, nie?
Bogol się kitra w apartament
My szlifujemy promenadę
Ziomek snuje jakieś plany, ja Pawłowem ścinam panny
Stary stój, się nie ścigamy, one proszą ognia, spoko, mamy
Zapierdalam kolejkami
Nie ma AMG od starych
Świrowanie z dziewczynami idzie własnymi siłami
Na miejskiej popelina z JBLi ryje banię
Zaraz Whisky moja żono, bo już kuc łapie gitarę
Weryfikacja planów, kierunek Kandelabry
Dwa razy Świeże, pozdrawiam stolicę Warmii
Się miło siedzi na ogródku w takie ciepłe noce
Wtem zatruwa aurę śmierdziel co tutaj dębi dwa złote
Się pozbywam drobnych, zresztą wkurwiał już brzęczący portfel
Telefon pika, znów petarda mi podsyła fotę
Się zasiedzielim ziomku, pora wracać wreszcie
Po drodze zahaczone jeszcze Desde i Śródmieście
Na Zgodzie bita piona, coś to kontakt, a ja pędzę
Jutro ciężki poranek, a NŻtki już wyjęte
No a rano znów wkurw, w głowie wiąże się sznur
Godzin osiem i pół, późny kapitalizm jak chuj
Odliczanie do fajrantu
Czekając na sobotę w wersji miasto.
|
||||
3. |
Urban Hang Suite
03:26
|
|||
Mówię tylko czemu nie i to cały wstęp
Spacer w dół Władysławem, wcześniej wjazd na Kerf
Temat sukienka, czy nie za krótka (eee)
Widzę koronki gdy się schyla, więc mówię, że nie
Na później wina z wysokości łydki
Na teraz dwie małpki o smaku wiśni
Ona mówi, że ma w domu jeszcze whisky
Całkiem przypadkiem gdzieś tu mieszka w okolicy
Odpala slima kiedy pytam o to czy sama
Mówi, że sam to sprawdzę, ale najpierw plaża
Nie ma dziś stanika, czy to nie przeszkadza
Teraz może w koncentracji, ale tak to bajla
Gapię się na fale, ona gada coś o RODO
Dogaszam peta, ona narzeka, że chłodno
Dopijam co tam miałem, ona mówi chodź stąd
W tym momencie został odpalony lont
Na adresie sadzam ją na blacie
Wino piję prosto z niej, tu nie potrzeba lampek
Ona pyta czy królowe gdzieś tak miały dawniej
Ściąga bucha i dociska moją głowę bardziej
Nie zagłusza tego D'Angelo ani Maxwell
Nie zagłusza sąsiad, który napierdala w ścianę
Gryzie pięść, bo to nie jęki, to już kurwa wrzask jest
Ciemno przed oczami, a za oknem coraz jaśniej
Wiedzie mnie do wyra, ale tak szybko nie zaśnie
Otwieram oczy, łapię ostrość, ona jeszcze śpi
Ubieram się po cichu i zamykam drzwi
Nie czas na walk of shame, bo to nie szpula chamie
Się obudzi głodna, będę czekał ze śniadaniem
Świeżo wyciskane pomarańcze i limonka
Dorzucam też maliny, bo będą matchować
Liść mięty, lód, lekko gazowana woda
W lodówie chłodzę cydr jak będzie chciała kontrować
Satynowy szlafrok, a pod spodem nic
Przez ten widok zapomniałem, że chciałem już iść
Satyna opada kiedy buja się pod prysznic
Mówię tylko czemu nie, skądś wyciągnę dwie godzinki.
|
||||
4. |
Bal
04:27
|
|||
Stanął czas
Który to już raz kiedy jedynym ratunkiem wydaje się gaz?
Chciałeś - masz
Pełny łeb, puste ściany, recha w butli, przecież wezmę to na haust
Męczy skwar
Rachunek sumienia daje tu dodatni bilans, mimo wszystko mrozi strach
Na klatce gwar
Spięty wyczekuję dzwonka, paranoja daje znów o sobie znać
Kurwa, nie chciałem tak zaczynać dnia
Wszystkie nauki znów w las, jak krew w piach
Miało być spoko, a od rana już na koncie dwa
Telefon milczy, ja podskórnie znów wyczuwam kwas
A jak zadzwoni to nie słyszę, taki system mam
Może gdzieś wyjdę, chociaż pewnie mnie zabije żar
Czapa na głowie grzeje, przez to jakoś siły brak
Kapitulacja, w tył zwrot, na kanapę, siad
Próbuję pisać, ale znowu mi wychodzi chłam
Ile można męczyć to samo skanowanie dna
I życie w cieniu co na szaro mi maluje świat
Trochę słońca wyszło i pierdolę, już nie wracam tam
I tylko nawyk do drapania tych prastarych ran
Wraca jak poltergeist, coś jak błąd w DNA
Damage control, no niby wszystko gra
Kurwa, mój kolejny dzień znów zaczyna bal
Budzę się i ciemno, szkurw... jest po dziewiątej
Telefon jak strobo przypomina, że jest piątek
Ziomek przypomina, że zaklepał gdzieś tam lożę
Są tam już na miejscu wraz ze śmiesznym papierosem
Nie ma nawet takiej opcji, nigdzie nie wychodzę
Długi ciepły prysznic, jakaś szama, BoJack Horseman
W lodówce mój człowiek William Peel
Wierny sidekick w walce o spokojne sny
Złotówa pyta dokąd gdy zamykam drzwi
Silna wola? Raczej mocno niepoważny typ
Cały dzień na czczo latam, czas na unhappy meal
Pan wyrzuci mnie przy Maku obok OBC
no O B C, zrozumiał? Chuj go wie
Ziomek ponagla, bo na miejscu skumał takie dwie
Nagle w głowie sam zaczął się układać plan
Kurwa, mój kolejny dzień znów zamyka bal.
|
||||
5. |
Maratony i zawody
03:25
|
|||
Ej to ja klasowy klaun
Spec od spierdolonych szans
Spec od zadawania ran
Typ od życia ponad stan
Wszelkich lewych akcji fan
Na sumieniu w chuj plam
Na rozsądek perm ban
Styl rasowy kurwa cham
Jak pytają no to kłam
Tylko tak unikniesz kar
Krzyku w co ty kurwa grasz
Nie ominiesz, chuja pal
Życia paru młodych dam
Ciemna karta, czasu żal
Najebany ślę spam
Śpisz? Bo tak se siedzę sam
A może jestem zbyt surowy
Łażenie po historii może tylko mieszać w głowie
Już nie kacówa i nie wieczne łowy
Dni, których nie było, ciągły posmak goudy
Chlanie chuj wie gdzie, potem powroty
Zostawiony u złotówy telefony
I tak nie naprawię naodpierdalanej trzody
Self-destruction derby, maratony i zawody
Jak kundel goniony z kąta w kąt
Było z kilkanaście mieszkań, ale żadne z nich to dom
W każdym zaliczany zgon
Raz prawie dosłownie, ale już, już, jebać to
Coraz węższy przyjaciół krąg
Który to już bezsensownie podpalony most
Dzwonią, kurwa czego oni znowu chcą?
Nie, nie wyjdę, nie podjadę, nie odbieram, wszyscy won
Tryb samolotowy: on
Jeszcze tylko dziad z plackiem z Dominos
Colę se polewam w szkło
Jeszcze tylko skruszyć i zawinąć
Nie odpalam Netflix, coś napisać wreszcie muszę
Się pierdolę z tym jak matka z łobuzem
FOMO nie pomaga, zresztą kurwa i tak nikt nie czeka
Zamiast grzebać w bani się przenoszę do Dobrego miejsca.
|
||||
6. |
Palmy
04:32
|
|||
Lemon ice tea, czerwone najki
Potem hiszpański, jeszcze wcześnie, może wpadnij
Może za dwa dni, bo nie ma matki
Znasz adres, trafisz, parter, lewa stron klatki
Wizje jak z bajki, co to będzie jak wreszcie będziemy starsi
Może pod palmy, tylko skąd skołować hajsy?
Bo póki co to znamy tutaj wszystkie parki, ale to na razie starczy
Jak ma być pite no to weź z dwa Heinekeny
Od starych wzięta fura no to koka, ale kola cherry
Wreszcie są lejce to wieczorem jestem i jedziemy
Koniec sierpnia, Sosno, puppy love i żyjemy
Trochę materiał na opowiadanie dla Kundery
Śmieszne miłości, żart, zdradzone testamenty
Życie jest gdzie indziej, ale tu żyjemy
W JPGach i MP3 skitranych gdzieś w dysk zewnętrzny
Albo weź se jeszcze puść
Slowdive na shuffle z The Cure
Dorzuć w gratis parę luf
Byle tylko przestać czuć
Zachowałeś się jak gnój
Rozumu to w tobie nul
Tak mi śpiewa chór
Odcinka o dwudziestej, w sumie spoko, to się zdarza
Tylko była lipa, no bo to była jej osiemnastka
Pobudka w domu matka płacze, mnie nosi z wkurwienia
Początek września, ciepło, ale coraz więcej cienia
Wieczory bez kontaktu po mordowniach, gdzieś w piwnicy
Hajs z letniej tyry w przelew, a kto by to kurwa liczył
Nie, dzisiaj nie wpadnę, ona już tylko milczy
Mrok nie zapada od razu, długo myślisz, że coś widzisz
I wreszcie ma te palmy, z tym, że widzę je z JPGów
I ja mam kurwa palmę i ocean SMSów bez odzewu
Człowiek spam, człowiek błazen
Winny cały pierdolony świat, bo we mnie winy przecież żadnej
13 till infinity
Otwórz butlę, a pojawię się jak tamten z żartu dżin
Dobra, chyba wreszcie pora wypierdolić tamten dysk
To ostatnie zdanie na ten temat, dopijam i git
Albo weź se jeszcze puść
Slowdive na shuffle z The Cure
Dorzuć w gratis parę luf
Byle tylko przestać czuć
Zachowałeś się jak gnój
Rozumu to w tobie nul
Tak mi śpiewa chór.
|
||||
7. |
Wydra
02:01
|
|||
Wiem, wiem, wiem
Słomiany zapał to moja domena
Nie odpisuję i rzadko odbieram
Jakaś pierdoła i już chuj mnie strzela
Ale kurwa chciałem być blisko
Chciałem mieć w pokoju kwiaty
Raz w życiu zapomnieć jaki jestem gówno warty
Po raz pierwszy być dla kogoś pierwszym wyborem
Ja pierdolę, skąd się wzięła flaszka na stole?
Wiem, wiem, wiem
Może zniknąłem jeden raz za dużo
W złym miejscu szukałem schronienia przed burzą
A może znów mylę tu skruchę z obłudą
Ale kurwa chciałem w końcu jakieś miejsce nazwać domem
Ramiona by się ukryć kiedy pęka w skroniach
Usta co powiedzą, że to nie jest koniec
Powód, by rzucić to wszystko w chuj i biec do niej
Okej, może popłynąłem tu z frazesami.
|
||||
8. |
Czary mary
03:40
|
|||
(jak powiedział klasyk)
Noc młoda, lato w pełni
I nagle widzę, siedzi sama, cała w czerni
Codziennie to nie piję, ale dzisiaj jest okazja
Taki tam awansik, niby nic, a saldo wzrasta
Wiesz, wolałbym coś z czego będzie jakaś frajda
Nie życie w PDFie, półtora megabajta
Teraz trochę piszę, coś tam dłubię se w muzyce
Może na peta, mały spacer, będzie ciszej
Wkurwia mnie na blokach galeria pastelozy
Wkurwia fatyczna gadka zamiast normalnej rozmowy
Okulary jak z Top Gun i pierdolenie coacha
Wkurwia korpomowa i dieta pudełkowa
A koi to mnie Myśliwski, czasem zielone listki
Te w Dalmacji na forsycji i te wbite aż po gwizdki
Albo jak za oknem pada i się kitram w kazamatach
Rozjebany jak na liściu żaba słucham sobie Verocaia
Czary mary, gadam bajki
Działa? Stary, gryzą wargi
Dla mnie sport, a potem skargi
Miałeś dać znać, weź ogarnij
Ja przecież tylko gadam
Nie wyglądam to nadrabiam
Głos ponoć trochę jak z radia
Puszczę ci jak kiedyś nagram
R&B słucham serio
Raz Gogol, raz bordello
Z kawki się uwalniam ściemą
Grypa (w lipcu?), plus mam remont?
Nie no z tobą nawet jeśli bym chciał, to gdzież bym śmiał
Taka ciepła noc, plaża i ty, tak widzę raj
Morza szum, lekki rausz i twój śmiech i robię wow
Robię screen shot w myślach, bo takie chwile to skarb
Wracać czas, ziomek tu wydzwania, Negroni wjeżdża na blat
Zniknąłem jak kamfora, a tam czeka cały skład
Jutro? Jutro to już plan jest
Ale napisz kiedyś może jakiś czas wynajdę
Czary mary, gadam bajki
Działa? Stary, gryzą wargi
Dla mnie sport, a potem skargi
Miałeś dać znać, weź ogarnij.
|
Streaming and Download help
If you like KONERA_JAKUB_LDDV, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp